Bardzo długo nie pisałam. Wiele się zmieniło. Po pierwsze w marcu straciliśmy naszego najdroższego psiego przyjaciela - Lakusia. Potem Helunię. Oprócz tego zmarła babcia mojego męża i zginął tragicznie jego kuzyn. Jest to bardzo ciężki okres dla nas. Oprócz tego przeprowadzamy się. W miesiąc sprzedaliśmy mieszkanie, kupiliśmy nowe, teraz mąż remontuje i pracuje w nowym mieście a ja pomieszkuję u rodziców. Ze względu na zwierzęta wybraliśmy taką opcję. A z pozytywnych rzeczy - zamieszkała z nami Hanutka - szczurzyca wzięta z Fundacji Viva, oraz Bruno - psiak, którego ktoś porzucił z rodzeństwem w lutowy, zimny dzień pod sklepem. Szczeniaki miały może z dzień, góra dwa. Na szczęście trafiły pod opiekę człowieka - anioła współpracującego z jedną z fundacji, gdzie zostały odkarmione i wyrosły na urocze psie dzieciaki. Stamtąd Brunek trafił do nas. Będzie o nim osobny post, bo jest niesamowity i codziennie nas zadziwia. Życie płynie dalej. Zaczęliśmy z nimi nowy etap. Wszystko dzieje się tak szybko, że ledwo to ogarniamy, ale jakoś udaje się wszystko połączyć w zgrabną całość.
Dzisiaj zmartwiła mnie Mania - wyczułam guzek. Na moje oko to tłuszczak, ale weterynarzem nie jestem, a bardzo się obawiam ewentualnego zabiegu. Zbyt dużo śmierci jak na ten rok i teraz jeszcze ona. Dwa szczurki których już nie ma z nami, też miały guzy. Andzia guzy listwy mlecznej, Hela guz przysadki i pod koniec też guz listwy. Andzia nie wybudziła się z narkozy, Heli nawet nie próbowaliśmy operować - ze względu na guza przysadki, wiek i niewydolność serduszka. Była bardzo silna i dzielna. Do ostatniej chwili cieszyła się życiem. Pokory i radości powinniśmy uczyć się od zwierząt.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz