Na wszystkich moich ulubionych blogach jest już bardzo świątecznie, dziewczyny ślicznie przystrajają swoje domy i się chwalą wspaniałymi efektami. Ja też tak chciałam, ale wiadomo - los lubi płatać psikusy kiedy najmniej się tego spodziewamy. Grudzień u mnie jest miesiącem weterynaryjnym. Przechodziliśmy przez krwiak na oku jednej z dziewuszek, poprzez popuchnięte dziąsła Lakusia, nowotwór drugiej dziewuszki, po zapalenie płuc trzeciej. Dziewuszka z nowotworem niestety nie wybudziła się z narkozy. Zaatakował w kilka dni. Bardzo nam jej brakuje. Każdy, kto miał do czynienia ze szczurkami, doskonale wie, jakie to urocze, mądre i wyjątkowe zwierzęta. Nasze stadko liczyło piątkę dziewuch razem z Andzią, każda inna, z innym charakterem, świetnie się dopełniały. Ona pełniła rolę tej najspokojniejszej. Przedstawiam Wam ją na zdjęciu.
Teraz walczymy o kolejną dziewuszkę. Z zapaleniem nie ma żartów, to bardzo poważna, szczurza choroba, ale jestem dobrej myśli. Poprawa szybko następuje. Jak to podsumowała moja mama - mamy więc w domu mały szpital i zabrakło miejsca na święta pełną parą, ale zdrowie moich zwierzaków jest teraz dla mnie priorytetem. W koszu i już na koszu zalega wielka sterta ubrań, ścierek itd. ponieważ pralkę udało się naprawić dopiero wczoraj. A raczej dopiero wczoraj była na to chwila czasu. Od dziesięciu dni strajkowała i zażądała wymiany łożyska. W samą porę, bo już nie mam czystych ubrań!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz