poniedziałek, 31 marca 2014

Zaopiekuj się książką!

Na moim regale mnóstwo jest książek, których nie zdążyłam jeszcze przeczytać. Przed przeprowadzką w moim rodzinnym mieście miała miejsce akcja "Zaopiekuj się książką!" sponsorowana przez Skok. Polegało to na tym, żeby książki żyły swoim książkowym życiem, czyli były używane i czytane, przekazywane z rąk do rąk. Ja się zaczaiłam na książkę, którą od dawna chciałam przeczytać, ale jakoś nie było okazji. Czekała na regale na swoją kolej, potem wypadła przeprowadzka i sięgnęłam po nią dopiero teraz. Książka bardzo mi się podobała, a ideę akcji postanowiłam przenieść do blogowego świata i pomyślałam, że czemu książka ma krążyć po mieście,jak może po całej Polsce? Chętnie puszczę ją dalej aby kogoś z Was bawiła podczas czytania i potem kogoś kolejnego i kolejnego...
"Trzech panów w łódce nie licząc psa" - Jerome K. Jerome

"Trzech panów w łódce, nie licząc psa to humorystyczna, XIX-wieczna powieść angielska, opisująca wyprawę i przygody trzech londyńczyków: George'a, Harrisa, nieznanego z imienia narratora (którym jest sam Jerome), oraz psa Montmorency'ego, którzy wybrali się w rejs po Tamizie i przepłynęli 123 mile (blisko 200 km) z Kingston do Pangbourne. W zamyśle autora książka miała być poważnym przewodnikiem turystycznym po Tamizie, zawierającym opisy położonych nad brzegami rzeki zabytków, ale górę wzięło ironiczne poczucie humoru Jerome'a. Komiczne zdarzenia, opowiastki i anegdotki umilające trzem panom wyprawę, przyprawione specyficznym angielskim humorem, bawią od stu lat czytelników w różnym wieku na całym świecie."
(opis pochodzi ze strony Lubimy czytać)


Polecam! Książkę wyślę osobie, która skontaktuje się jako pierwsza w komentarzach i poda swojego maila, abym mogła napisać wiadomość z prośbą o adres :-) Oczywiście po przeczytaniu, zgodnie z zasadami, prosiłabym o przekazanie jej dalej :-)

niedziela, 30 marca 2014

Pechowy tydzień

Ten tydzień był dla nas bardzo ciężki. Od samego poniedziałku prześladował nas stres i wielki pech. Z najważniejszych wydarzeń - pożegnaliśmy we wtorek naszą Ineczkę. Miała zaledwie półtora roku. Wyczuliśmy u niej guza  i umówiliśmy się na zabieg. W dniu zabiegu doktorzy wyczuli jeszcze dwa guzy, a po podaniu narkozy okazało się, że jest ich aż siedem! Takie jakieś nie do wyczucia, pochowały się. Zabieg był ryzykowny, długa narkoza, dużo ran, guzy mocno unaczynione, niestety nie udało się jej uratować. Czuję wielką  niesprawiedliwość, że to spotkało właśnie ją. Była bardzo cicha i kochana, zawsze się wszystkiego bała i najpewniej się czuła w ciemnym kąciku klatki. Ale to chyba czuje każdy opiekun, gdy jego podopiecznego spotyka jakaś groźna choroba i cierpienie. Chociaż mało rozrabiała, była praktycznie niewidoczna, to stado jest takie puste bez niej. 
Mania ma również i ponownie guzy. Dwa małe, ale już raz była pod narkozą. Poza tym ma podejrzenie guza przysadki i przeziębienie (bardzo dziwne i dwuznaczne objawy) więc póki co termin zabiegu został odroczony. Jak to przysadka, to nie będzie można jej operować. Ach, do d... to wszystko.
Poza szczurzym armagedonem, w innych dziedzinach naszego życia także się nie układało. Dawid wyłapał mandat, bo wymusił pierwszeństwo na policyjnym samochodzie(!). Sytuacja na drodze była dwuznaczna i do dzisiaj nie rozgryźliśmy kto miał to pierwszeństwo, no ale już mandat przyjęty więc nie ma co przeżywać. Oprócz tego mamy kolejne spięcie z sąsiadami, którym przeszkadzają nasze szczekające psy... Psy jak psy. Wiadomo, są młode, nieogarnięte do końca, swoje przeszły, wychowujemy je, ale wiadomo. Nie ma nic od razu. Zdarza się, że jak schodzą na dwór to szczekają z  radości, albo niecierpliwości. Ale zachowujemy zasady ciszy nocnej i nie zdarza się, żeby szczekały np. przez godzinę bez przerwy. To zdarza się maksymalnie może trzy razy dziennie (podsumowując ilość szczekania w domu, na klatce i na spacerze, więc są to dźwięki o różnym natężeniu i nie wszystko słyszą sąsiedzi). Przyznam, że zdarza im się wyć jak wychodzimy bez nich, ale jak nie słychać już naszych kroków na klatce schodowej, to przestają. Generalnie teraz nie pracuję, więc rzadko zostają same. Podsumowując - wiem, że są psy, które potrafią zachować ciągłą ciszę. Wiem, że moje mogłyby sobie czasem darować te szczeki. Ale nie sądzę, żeby to był hałas, który jest uciążliwy mocno i jest przede wszystkim regularny. A sąsiedzi twierdzą, że psiaki budzą im dziecko. Inne psy z klatki też szczekają i też słyszymy, ale czy jest to dźwięk, który może budzić? Nie wiem, wydaje mi się, że trzeba by mieć wyjątkowo płytki sen. Stresuję się, bo wiem, że jako psiarz jestem na straconej pozycji, psy w społeczności blokowej generalnie nie są lubiane. Najlepiej żeby ich nie było, a jak już są, to niech nie brudzą trawników, niech się nie patrzą, nie odzywają a najlepiej to niech w ogóle z domu nie wychodzą. Spotykamy się często z wyrazami niechęci i nienawiści. Chociaż jako jedyni sprzątamy po swoich psach i chodzą zawsze na smyczy (no poza sytuacją, kiedy mi się niefortunnie oba zerwały ;-) ) Ale jesteśmy jednymi z młodszych na osiedlu, do tego trzymamy szczury i psy, więc wszystko co złe to my;-)
Poza tym na spacerze na łąkach tych naszych ulubionych Minia pobiegła za sarnami, prosto w las! Gdy zerwaliśmy się do szukania jej, usłyszeliśmy jej pisk. Nie wiem czy wpadła w te sarny, czy w jakieś krzaki, ale nic jej nie jest dzięki Bogu. Wróciła do mnie po chwili wystraszona i w lekkim szoku, ale Dawid poleciał już za nią głęboko w las. Bez telefonu byłam, z dala od ludzi, bez kluczyków do samochodu, mąż w lesie a ja z mokrymi butami, psami i wizją jak w horrorze, że ktoś nas zaraz pozabija po cichu, patrzyłam jak słońce schodzi coraz niżej i wołałam nadaremnie Dawida, żeby wracał, bo Mała już jest. Po jakimś czasie na szczęście Dawid wrócił, ale to nie oczywiście nie był koniec przygód. Drugi minizawał przeżyliśmy jak Bruno złapał patyk jakoś tak niefortunnie, że wyglądało, jakby mu się wbił w podniebienie albo gardło. Zapiszczał z bólu, ale wypadek tylko wyglądał na groźny, nie miał nawet ranki w pysku. Mimo wszystko doszliśmy do wniosku, że jak na jeden dzień to za dużo wrażeń i postanowiliśmy szybko wrócić do domu. 
Dobrze, że już niedziela. Mam nadzieję, że zła passa zakończy się razem z dzisiejszym dniem. 

poniedziałek, 17 marca 2014

Nauka niemieckiego

Robię chyba milionowe podejście do nauki niemieckiego... Tym razem testujemy naukę z Beatą Pawlikowską. W ciągu życia uczyłam się kilku języków obcych - czeski, niemiecki, łacina, angielski, rosyjski, ale nigdy żadnego nie opanowałam perfekcyjnie ani na tyle, by móc się swobodnie wypowiadać. Niemiecki szedł mi słabo, Dawid (mąż tak ma na imię) całkiem nieźle sobie radzi, używa go w pracy a i też na wycieczkach zawsze wszystko załatwiał, zamawiał itp. Startujemy z nauką razem, ale na różnych poziomach. Ja sobie "opanować niemiecki" wpisałam na listę do zrobienia przed śmiercią, więc nie odpuszczę tak łatwo ;-) No a zresztą moje ukochane Drezno jest niemieckie, więc fajnie byłoby się poruszać a po nim swobodnie, również w sferze językowej. 
A Wy macie jakieś sprawdzone formy nauki języków obcych?


niedziela, 16 marca 2014

Łazienka

Nadszedł czas, na pokazanie Wam naszego mieszkanka. Remont, z wykończeniami drobnymi, trwał...7 miesięcy! Aż do wczoraj leżało kilka rzeczy czekających na wyniesienie do piwnicy. Gdy wybieraliśmy nowe mieszkanie, wiedziałam na pewno, że nie chcę mieszkania po emerytach - wszystkie mieszkania starszych osób wymagały generalnego remontu, ściany były w żywych kolorach za którymi nie przepadamy i przerażała mnie ilość farby, którą trzeba by użyć do zakrycia a i ceny często zawyżali (w ich mniemaniu mieszkanie to skarb, nieważne w jakim stanie i cenili go sobie odpowiednio). Wiedziałam też, że nie kupimy teraz mieszkania w kamienicy, ani domku na przedmieściach, żeby się nie pchać albo w wielki kredyt albo w koszty ogrzewania. Wybraliśmy to mieszkanie ze względu na umiejscowienie, o czym pisałam już wcześniej, a także dość tanie utrzymanie, jak to mieszkanie w bloku. Kupiliśmy je w korzystnej cenie, na podłodze były parkiety do odnowienia, wstawione okna i drzwi, wymienione instalacje. Stan goły i wesoły, ale przynajmniej nie trzeba było zbijać płytek ani nic. Jest to wygodne mieszkanie, ale wadą jest to, że znajduje się na 4 piętrze w bloku bez windy, a także odczuwamy brak fajnego miejsca na wybiegi dla psów w pobliżu. Nie wiedzieliśmy, czy zostaniemy tutaj na dłużej, czy przyjdzie nam się przeprowadzać dalej, w międzyczasie do naszej rodziny dołączyła Mała, mąż w pracy się zaklimatyzował i chyba lubi ją, myślę, że zostaniemy tu na dłużej i moim marzeniem jest teraz budowa malutkiego domku z trochę większym ogródkiem dla wygody i spokoju naszych psów. 
 W urządzaniu tego mieszkania, kierowałam się praktycznością i wygodą. W myśl zasady "dom to frajda" ;-) Miało być tak, żeby siedziało się przyjemnie, ale żeby z domu nie zrobić muzeum, ma być dla nas, łatwy do sprzątania i bez wielkich nakładów finansowych.
Zacznijmy od łazienki...
Chciałam, żeby było to miejsce praktyczne. Dlatego wybrałam prysznic i pojemne meble. Nie lubię łazienkowego przepychu, więc wybrałam tonację biało-szarą. W poprzednim mieszkaniu w łazience królowały beże i brązy. Na ścianach są płytki z kolekcji kuchennej ;-) Początkowo marzyłam o prysznicu z zasłonką, ale się nie sprawdziła całkowicie, więc zmuszeni byliśmy wstawić kabinę.  


Nie przesadzałam w dodatkach, nad toaletą jest półeczka na "ozdobniki" a na ścianie mój ulubiony wieszak. Mimo dość zimnej i monotonnej kolorystyki, odrobiny pomieszania stylowego, całość nie wydaje mi się zimna. Czuję się tam dobrze i potrafię zrelaksować. 


czwartek, 13 marca 2014

Dzień Kobiet


W tym roku na Dzień Kobiet zamiast kwiatów, dostałam świetne prezenty. Same książki! Od taty trzy sztuki Romy Ligockiej - z autografami, a od męża dwie części sagi Camilli Lackberg. Co za oszczędność czasu i pieniędzy - wybrał część pierwszą i ostatnią. Podobno nieświadomie ;-)

Chcielibyśmy wprowadzić kilka zmian do naszego życia. Mam dużo myśli, planów, pomysłów. Nie do końca wiem, jak ugryźć temat, ale mam nadzieję, że chociaż w jakimś procencie uda nam się osiągnąć cel. 

środa, 5 marca 2014

Pokój dzienny wieczorem


Zobaczcie, mamy zasłonki :-) W kuchni wiszą bardziej zaciemniające, tutaj są firanki, ale nie chciałam zakrywać całego okna, więc bardzo delikatnie tłumią popołudniowe słońce. Tak pokój dzienny prezentuje się wieczorem :-) 
Na pewno zrobię i umieszczę tu więcej zdjęć, zrobionych za dnia, pokój docelowo trochę inaczej wygląda. Jest jaśniejsza narzuta na kanapie, jest więcej poduszek - dzisiaj wszystko dałam do prania (wiadomo, dwa kudłacze robią swoje). 
Pokój jest w końcu skończony - plamy po zalaniu naprawione, nad kanapą wiszą obrazki a w oknie firanki. Brakuje tylko legowiska/legowisk dla psiaków, ale cały czas myślę, jakie byłyby odpowiednie. Zastanawiam się, czy w ogóle by z nich korzystały, na razie wolą kanapę od prowizorycznych kącików, które im od czasu do czasu urządzam. 

Pozdrawiam Was serdecznie i życzę spokojnego wieczoru!