Tyle mnie nie było i nawet nie wiem, kiedy czas zleciał. Ciągle coś wypada - u weterynarza powinniśmy mieć wykupione miejsce noclegowe w poczekalni. Ciągle latamy z Lewą, to ogonek się nie goi, to oddech jest niepokojący... A jak się uspokoi ze szczurami, to psy zaczynają niedomagać. Mimi ma coś z żołądkiem, zdarza jej się wymiotować i mieć rozwolnienie. Trochę za często, musimy ją przebadać. Bruno alergik, uczulony na jakiegoś habazia na łące, jeszcze ma jakiegoś mini guzka/krostkę na udzie. Na okrągło coś smarujemy i dezynfekujemy, wmuszamy leki i obserwujemy. Opadam trochę z sił, bo nerwy są straszne. Dodatkowo dokładnie tydzień temu pożegnaliśmy Manię! :-( Jeżeli można mówić o spokojnej śmierci, to ona taką miała. Malowałam się przy klatce i obserwowałam dziewczyny - Mania leżała wtulona w swoje siostry w domku i umarła nagle, we śnie. Trwało to parę sekund. Celowo piszę umarła - nie znoszę mówić że coś zdechło. Ma to okropny wydźwięk. Także zostały nam trzy dziewczynki i totalnie popękane serca. Dopiero co odeszła Inka i Prawa. Wiem, że to część życia, ale nie zmienia to faktu, że bardzo ciężko się z tym wszystkim pogodzić.
oj, przykro mi :(
OdpowiedzUsuńja jakiś czas temu pożegnałam pieska, też nie używam słowa "zdechło"...
Jest mi bardzo przykro i smutno z powodu odejścia Waszego szczurka...
OdpowiedzUsuńPrzesyłam moc ciepła dla Was i dla pozostałych podopiecznych!